Brytyjski team Iana Williamsa (GAC Pindar) nie miał sobie równych. Prowadził od samego początku. Pierwszą rundę, tzw. Round Robin, gdzie każdy ściga się z każdym zakończył z wynikiem 7 zwycięstw, tak samo jak aktualny mistrz świata Amerykanin Taylor Canfield (US1 Sailing). Obydwie załogi gładko przeszły ćwierćfinały. W półfinale odpadł jednak Canfield, który wywalczył ostatecznie trzecie miejsce. Willams w finale pokonał Francuza Mathieu Richarda (Lunajets).
W Sopot Match Race wystartowały dwie polskie załogi. Pierwszej z nich – pod wodzą Przemysława Tarnackiego nie udało się wyjść z pierwszej rundy. Lepiej poszło Karolowi Jabłońskiemu, który z dobrym wynikiem dostał się do ćwierćfinału. Tutaj jednak trafił na Iana Willamsa, który nie dał szans polskiej załodze.
Sopockie molo pełne było widzów. Piękna pogoda zachęcała do śledzenia zmagań. Atrakcją match racingu jest krótki dystans jaki mają do pokonania jednostki, przez co wyścigi są szybkie i dynamiczne. Widać je z bliska, a oglądanie uatrakcyjnia komentator, dzięki czemu publiczność, nawet ta nie zorientowana w tajnikach żeglarstwa może szybko poczuć sportowe emocje. W Sopocie zmagania można było obserwować nie tylko z bliska, ale i wygodnie, z filiżanką kawy lub lampką szampana w ręce. Całość klimatu dopełniały licznie kursujące eleganckie łodzie motorowe z trwających w tym samym czasie targów Wiatr i Woda w Gdyni. Dodatkową atrakcją była obecność w sopockiej marinie flagowej jednostki Hugo Bossa ze sławnym skipperem Alexem Thomsonem, cumującej tuż obok polskiej Energi. Obydwie jednostki urządzały sobie wspólne pływanie.
Tegoroczny Sopot Match Race został zaliczony do jednej z sześciu eliminacji ISAF Match World Championship. To odpowiednik Wielkiego Szlema w tenisie. Nic więc dziwnego, że regatom towarzyszyła bogata oprawa, zapewniona m.in. dzięki prestiżowym sponsorom. Każdemu dniu towarzyszł bankiet. Relacje w kronice „W Ślizgu!“ na stronie 48