Idea Polskiej Ekstraklasy Żeglarskiej powstała jesienią 2014 roku na bazie sukcesu ligowych projektów w Europie, głównie w Niemczech, gdzie tamtejsza Segel Bundesliga (18 klubów) rosła w siłę, a klubów chętnych do startu było tak dużo, że uruchomiono eliminacje do startu w drugiej lidze, gdzie o prawo startu walczy kilkadziesiąt klubów!
Polską ligę udało się uruchomić w 2015 roku z połączenia sił MT Partners z Gliwic (organizatora Polish Match Tour, armatora 6 jachtów TOM28 w Szczecinie) oraz GSC Yachting (wtedy nowej firmy, organizatora Biznes Ligi Żeglarskiej w Sopocie, armatora 6 jachtów Delphia24OD). Takie połączenie było kompromisem rozwiązującym problem braku floty składającej się z minimum sześciu, a najlepiej ośmiu jednakowych mobilnych jachtów regatowych klasy zbliżonej do np. J70, używanych powszechnie w Europie do rozgrywek ligowych. Udało się uzyskać patronat Polskiego Związku Żeglarskiego, a w związku z tym nadać rozgrywkom rangę Mistrzostw Polski. Po raz pierwszy w historii polskiego żeglarstwa tytuł mógł wygrać klub i zgłoszona do startu kadra 20 żeglarzy. Dokładnie tak jak w każdym innym sporcie zespołowym jak piłka nożna, siatkówka czy koszykówka.
Każdy sezon składa się z 4 regat rozgrywanych w Szczecinie, Sopocie, Świnoujściu i Gdyni. Zespoły startują na dostarczonych, przygotowanych i serwisowanych przez organizatora jachtach regatowych. To z pozoru proste rozwiązanie umożliwia start każdemu, nie potrzeba inwestycji w swój jacht, przyczepę, samochód i wszystko co się wiążę z posiadaniem własnej regatówki. To co jest plusem i ułatwieniem dla zawodników, jest bardzo dużym i trudnym obciążeniem dla organizatora. Inwestycja w jachty, utrzymanie ich w jednakowym stanie w gotowości do żeglugi sportowej na wysokim poziomie, bieżące remonty i naprawy, wymiana żagli itd. powodują konieczność zgromadzenia odpowiednich środków finansowych, wiedzy i ekipy ludzi do obsługi.
Regaty odbywają się w formie przesiadkowej według przygotowanego schematu, w ten sposób mimo tylko 6 jachtów w jednych regatach ściga się kilkanaście zespołów, wymieniając się jachtami co wyścig przez co dodatkowo wyrównuje się szanse wynikające z ewentualnych minimalnych różnic w ich osiągach.
Wyścigi rozgrywane są na bardzo krótkiej trasie, trwają od 10 do 20 minut co powoduje, że są bardzo dynamiczne, emocjonujące a każdy błąd może kosztować utratę zajmowanego miejsca. Takich wyścigów w ciągu 2 dni
rozgrywa się ok 20. Rekord padł w tym sezonie w Świnoujściu gdzie rozegrano ich aż 27!. Wszystkie sędziowane są przez arbitrów na wodzie, podążających za flota na motorówkach i podejmujących decyzję o nałożeniu lub nie kary od razu na wodzie, analogicznie do regat meczowych. Takie sędziowanie jest tendencją ogólnie widoczną na świecie łącznie z regatami olimpijskimi. W ten sposób eliminuje się wiele nagannych zachowań przekroczenia przepisów na wodzie, nie przedłuża się regat o protesty na brzegu, a wynik wyścigu i regat jest znany od razu po ich zakończeniu, na czym zyskuje widowisko i kibice. Ale każdy kij ma dwa końce, sędziowie muszą mieć odpowiednią wiedzę i doświadczenie, aby móc podejmować właściwe decyzje od razu na miejscu incydentu, a tych akurat w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki.
Mistrzem Polski zostaje ten klub, który w czterech regatach zgromadzi najwięcej punktów w rankingu. Pierwsze cztery kluby automatycznie dostają prawo startu w prestiżowych regatach Sailing Champions League rozgrywanych w Porto Cervo, St. Petersburgu i St. Moritz na jachtach J70.
Pierwszy sezon 2015 padł łupem Yacht Clubu Sopot, który rzutem na taśmę w ostatniej eliminacji w Sopocie pokonał Yacht Club Polski Szczecin i Jacht Klub Wielkopolski, a łącznie sklasyfikowano 11 klubów.
Drugi sezon był najbardziej wyrównanym, przed ostatnimi regatami zwycięzcami mogły zostać aż 5 klubów, ale niespodziewanie zwycięzcą został AZS Politechnika Gdańska przed Jacht Klub Kamień Pomorski i MBSW Giżycko. Sklasyfikowano 13 klubów.
Tegoroczny trzeci sezon to powrót na tron załogi Yacht Club Sopot ponownie przed Jacht Klub Kamień Pomorski i MOS Iława. I znów o sukcesie zdecydowały ostatnie wyścigi, a Sopot wygrał awansując z trzeciego miejsca, jednocześnie detronizując Kamień Pomorski, który liderował przez cały sezon. Wystartowało 12 załóg, czyli minimalnie mniej niż rok wcześniej.
Wśród zawodników zobaczyliśmy wielu znanych i utytułowanych sterników z regat meczowych i flotowych. Warto wspomnieć takie postacie jak Rafał Sawicki, Marek Stańczyk, Łukasz Wosiński, Szymon Szymik, Karol Górski, Patryk Zbroja, Tymon Sadowski, Szymon Jabłkowski i wielu innych. Wiele załóg mniej doświadczonych i utytułowanych startowało, aby zdobyć cenne doświadczenie, opływać się na takich jachtach i w takiej stawce oraz po prostu doskonale się zabawić. Wszyscy bez wyjątku oceniają regaty jako super rywalizację z doskonałą organizacją i wysokim poziomem sportowym, a w dodatku dostępną dla każdego, łatwą logistycznie formą ścigania regatowego. Poziom zespołów oczywiście był różny, ale czołowe 4-5 klubów toczyło bardzo zacięte pojedynki, a fakt, że każdy sezon i tytuł Mistrza Polski rozstrzygał się w ostatnich wyścigach świadczy o bardzo wyrównanej walce.
Dlaczego skoro jest tak dobrze to jednak nie jest tak jak sobie założyli organizatorzy? Powodów jest kilka, a problem wielowarstwowy, ale możemy pokusić się o szybką analizę tych najczęściej zgłaszanych.
- Kluby – stan polskich klubów jest powszechnie znany, w większości życie klubowe i współpraca nie wyglądają tak jak kiedyś, wszystko opiera się na prywatnych funduszach, a kluby skupiają się na utrzymaniu infrastruktury, pobieraniu opłat za postój i zimowanie oraz przetrwanie do kolejnego sezonu. Sekcje regatowe finansują zawodnicy, a raczej ich rodzice. Kluby nie maja zasobów, aby wyłonić kadrę i wysłać ją na taka imprezę jak PEŻ. Jeśli nie znajdzie się załoga, grupa zapaleńców która za własną kasę zdecyduje się wziąć udział i reprezentować jakiś klub to inaczej to nie działa.
- Budżet – to problem powszechny, prawie każdy boryka się z brakiem finansowania, sponsorów itd. Start w PEŻ to jednak są koszty niższe niż w klasach sportowych typu Skippi, Delphia czy Micro. Wpisowe to wprawdzie na pierwszy rzut oka bardzo dużo bo 5 tys. zł za cztery regaty, ale odpada nam koszt posiadania własnego jachtu, remontów, bieżących napraw, wymiany osprzętu, transportu na miejsce, wodowania nierzadko dźwigiem itp. Sezon w konkurencyjnej sportowej łódce w Delphii24 czy Micro to pewnie koszt minimum 30 tyś PLN. Sezon PEŻ można zamknąć kwotą 15-20 tyś na 4 osobową załogę, nie licząc komfortu i zaoszczędzonego czasu. Wszak na regaty PEZ często przyjeżdża się… pociągiem ! Więc jeśli ktoś umie liczyć i ma wybór miedzy kupnem jachtu regatowego a startem w PEŻ, powinien wybrać PEŻ. A nie wybiera… czemu?
- Wysoki poziom zawodników – wiele ekip rezygnuje ze startów, bo zdają sobie sprawę, że nie znają jachtów i ich umiejętności nie są tak dobre aby pokonać zawodników tej klasy jak wymienieni wcześniej. To oczywiście osobista decyzja danej ekipy czy lepiej ścigać się z lepszymi, uczyć się i zdobywać opływanie w takiej stawce czy lepiej brać udział w regatach gdzie szansa na wygraną jest dużo większa i mieć z tego taką frajdę. W regatach PEŻ niestety w większości Ci którzy nie wygrywają raczej decydują się zrezygnować, dlatego tym którzy zostają, walczą i podnoszą swój poziom należą się wielkie brawa. Bo gdzie się można lepiej i szybciej uczyć pływać niż z najlepszymi na jednakowym sprzęcie?
- Daleko na regaty – takie argument też pada - że Świnoujście i Szczecin to jest daleko… Ja pochodzę ze Śląska i zawsze na regaty dojeżdżaliśmy i wracaliśmy ostatni, bo z łódką na haku podróż zajmowała 10-12h, czyli 2-3 razy dłużej niż załogom z Pomorza, Mazur czy Warszawy. Więc dla mnie ten argument sprowadza się do chęci i ambicji, zresztą co ma powiedzieć załoga DŻYGIT-a z Białegostoku? A jeżdżą i nie odpuszczają!
- Braki osobowe – to jest obiektywny problem, który dotyka wiele zespołów. Brak jest doświadczonych, dysponujących czasem i potrafiących się zdeklarować do startów załogantów. Znowu wracamy do klubów, które nie zatrzymują swoich wychowanków i nie mają szerokiej kadry. Szkoda, bo do sezonu Ekstraklasy można zgłosić aż 20 zawodników więc praktycznie na każde regaty może przyjechać kompletnie inna załoga, aby walczyć o tytuł dla klubu. Poza tym jak historia pokazuje, liczą się chęci, bo wielu zaczynało swoja przygodę na regatach bez doświadczenia i umiejętności, a dzisiaj są wziętymi zawodnikami. Znowu kwestia ambicji i odwagi aby spróbować, a warto! Oczywiście lista problemów na pewno jest dłuższa, każdy ma swoje plany, problemy czy ograniczenia. Ale pływanie na sprzęcie powierzonym, monotypowym to najtańsza i najbardziej wygodna forma ścigania. Regat Ekstraklasy są cztery w sezonie, to dla bardzo ambitnych za mało, ale dla innych w sam raz, aby dobrze się pobawić i utrzymać umiejętności na dobrym poziomie. Tym którym mało można polecić ligi regionalne w Sopocie, Szczecinie i Rybniku, rozgrywane analogicznie do Ekstraklasy na dostarczanych jachtach, przesiadkowo na krótkiej trasie. A takich regat w każdej lidze jest od 4 do 8, wiec sumarycznie można wystartować w 12 porządnych regatach w sezonie nie mając jachtu i jeśli trzeba co chwila zmieniając załogę.
Kolejny czwarty sezon przed nami, w styczniu możemy spodziewać się szczegółów, dat i lokalizacji i miejmy nadzieję, że frekwencja będzie rosnąc, pracujemy nad tym intensywnie.