Historie wielkich żeglarzy, którzy często muszą zmierzyć się z żywiołem. Opowieści o ludziach żyjących w odizolowaniu i samotności, szukający ukojenia w rytmie jaki wyznaczają fale obijające się o jacht. Załogi przeżywające niesamowite przygody, których treść ociera się o fikcyjne, wręcz baśniowe wyobrażenie na temat morskich potworów i niebezpiecznych stworzeń. Fabularne filmy pojawiające się na ekranach kin poruszające tematykę marynistyczną zawsze budzą uczucie euforii i podekscytowania wśród pasjonatów żeglugi. Osoby kochające uczucie wiatru na skórze, zapachu słonej wody i odcięcia się od życia rozgrywającego się na lądzie odczuwają frajdę mogąc obejrzeć to na dużym ekranie. Jednak marynistyka w filmie fabularnym pojawia się bardzo sporadycznie.
Z morzem w tle
Jeżeli filmy związane z wodą już się pojawiają, to w większości przypadków stanowią tylko tło historii. Elementy marynistyczne we współczesnym kinie stają się częścią scenografii, natomiast mają mniejszą wagę w związku z rozgrywającą się na ekranie fabułą. Ten rodzaj filmów najczęściej wpasowuje się w konwencję melodramatów, kina drogi, przygodowego, czy katastroficznego. Historie rozgrywane na wodzie w dużej mierze powielają znane już wcześniej schematy powyżej wymienionych gatunków, co w efekcie sprawia, że uniwersalna treść oraz filmowe klisze zostają opakowane w piękne wizualnie kadry dziejące się na morzu. Produkcjom tym, w zależności od gatunku z którego czerpie, towarzyszy wątek tęsknoty za ukochaną osobą lub rozdzielenia z rodziną, podróży w poszukiwaniu własnego siebie i sensu istnienia związanej z wewnętrzną przemianą bohatera, czy spektakularnej walki człowieka z potężną siłą natury.
Filmy z morzem w tle są jednak tematyką, po którą twórcy sięgają stosunkowo rzadko. W ciągu roku powstaje zaledwie kilka produkcji, którym udaje się wejść do kinowej dystrybucji. W zeszłym roku na ekranach polskich kin pojawiły się dwa filmy: „Na głęboką wodę” i „41 dni nadziei”.
Pierwszy z nich to historia oparta na biografii Donalda Crowhursta, który w 1968 roku wystartował w regatach Golden Globe chcąc zdobyć nagrodę, która uchroniłaby go od bankructwa. Brytyjczyk nie miał wystarczających umiejętności żeglarskich, jednak każdy jego kolejny krok sprawiał, że mężczyzna zapętlał się w swoim kłamstwie i kiedy chciał się wycofać było za późno. Zbudował własną łódź i wystartował w wyścigu dookoła świata, w którym trudna sytuacja materialna doprowadziła do tego, że zdecydował się na oszustwo. Fałszował swój obraz, pokazywał siebie jako wytrawnego żeglarza, fałszował dane o rejsie. I co najdziwniejsze – prawie wszyscy mu uwierzyli. Potem było już tylko gorzej…
Druga natomiast produkcja, którą można było oglądać jest o młodej parze zakochanych żeglarzy, którzy dostają propozycję podróży luksusowym jachtem do Stanów Zjednoczonych. Mają przepłynąć Pacyfik, z Tahiti do San Diego. Jednak podróż tej dwójki nie będzie bajkową wyprawą, ich rejs zaczyna robić się niebezpieczny, kiedy muszą zmierzyć się z huraganem. To historia o próbie przetrwania na środku oceanu.
Oba filmy zebrały średnie opinie krytyków, co było przyczyną dosyć szybkiego zniknięcia z ekranów kin. W tym pojedynku jednak zwycięsko wyszedł melodramat „41 dni nadziei” z Samem Claflinem i Shailene Woodley w rolach głównych. Gwiazdy kina młodzieżowego przyciągnęły publiczność, co spowodowało, że w weekend otwarcia film obejrzało 14 663 polskich widzów, a produkcji udało się utrzymać w rankingu Box Office przez dwa tygodnie.
Subiektywny przegląd najciekawszych
Przeglądając produkcje rozgrywające się na morzu, które pojawiły się w ostatnich pięciu latach można dojść do wniosku, że w większości są to obrazy, które albo nie odbijają się szerokim echem albo nawet, gdy zgromadzą publiczność do kin nie zdobywają pozytywnych głosów. Często są to thrillery i dreszczowce pokazujące człowieka mierzącego się z krwiożerczym rekinem jak na przykład „183 metry strachu”. Główna bohaterka przybywa na rajską plażę śladami zmarłej matki. Wakacje mają być odskocznią od pełnej cierpienia codzienności. Niestety, beztroskie pływanie na desce surfingowej przerwane zostaje przez żarłocznego rekina. Dziewczynie udaje się przedostać na mieliznę, która położona jest 183 metry od brzegu, aby przetrwać bohaterka musi znaleźć sposób na pokonanie bestii. Film opowiadający o surferce próbującej ocalić swoje życie przed groźnym zwierzęciem, w pierwszy weekend zainteresował 16 022 Polaków. Kino katastroficzne również chętnie sięga po tematykę morską obrazując zmagania z potężnym żywiołem co widać w islandzkiej produkcji „Na głębinie”, czy amerykańskim „Czasie Próby”. Pierwszy z nich skupia się na historii z 1984 roku, opowiada o nieśmiałym młodym rybaku, który jest członkiem szcześcioosobowej grupy z kutra. Jego życie upływa na łowieniu, piciu i bijatykach. Kiedy wraz z załogą wypływa w mroźną pogodę, niespodziewanie kuter wywraca się i idzie na dno, rybacy zostają na powierzchni lodowatej wody bez kapoków. Jeden z członków załogi cudem przeżywa, a pozostali członkowie umierają z wychłodzenia. Drugi natomiast opowiada historię niemalże samobójczej misji ratunkowej z 1952 roku, którą zorganizowała straż przybrzeżna, gdy wielki sztorm przełamał na pół dwa tankowce u wybrzeży Nowej Anglii. Mimo, że szanse są znikome, czterech ludzi pod dowództwem kapitana Bernie Webbera płynie w drewnianej łodzi, by zmierzyć się z żywiołem.
W tych latach ukazały się również dwie utrzymane są w konwencji kina przygodowego, wysokobudżetowe produkcje stworzone przez uznanych reżyserów współczesnej kinematografii- „W samym sercu morza” Rona Howarda i „Życie Pi” Anga Lee. Ekranizacja „W samym sercu morza” opowiada o tragedii żaglowca, którego załoga próbuje upolować legendarnego białego wieloryba uwiecznionego w powieści Hermana Melville’a „Moby Dick”. Z kolei „Życie Pi” to ekranizacja bestsellerowej powieści Yanna Martela, która opowiada historię poruszającej walki młodego człowieka o przeżycie w niezwykle trudnych morskich warunkach. Pierwszy okazał się finansową klapą, a 100 mln budżet nie zwrócił się ze sprzedaży biletów. Drugi osiągnął ogromny sukces komercyjny, będąc jednym z czempionów oscarowego rozdania.
Warto również wspomnieć o powstałym w 2013 roku obrazie „Wszystko stracone”. Nie doczekał się on polskiej premiery, a jest to jeden z ważniejszych filmów o tematyce marynistycznej jaki powstał w ostatnim czasie. Robert Redford wciela się tu w żeglarza pływającego samotnie po Oceanie Indyjskim. Statek, którym podróżuje zostaje uszkodzony i mężczyzna zaczyna powoli tonąć. Próbując to naprawić i ocalić swoje życie orientuje się, że zbliża się sztorm i czeka go kolejna przeszkoda, z którą będzie musiał się zmierzyć. Poprzez to kameralne kino twórcy skupili się na ukazaniu walki człowieka z żywiołem. Nie wiadomo kim jest główny bohater i jak się nazywa, czy ma kogoś bliskiego oraz jak wygląda jego życie. Nie ma tu zatem pobocznych wątków dramatu rodzinnego, ukazania tragicznej przeszłości bohatera, czy konfliktów z jakimi się zmaga, a jakie są obecne w innych przytoczonych tytułach. W krajach, gdzie był pokazywany, miał różny odbiór. Dobre opinie zbierał od krytyków, słabsze od widzów. Film został doceniony głównie za rolę, którą wykreował Robert Redford. Aktor otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Nowojorskich Krytyków Filmowych.
Dlaczego bez echa?
Powód produkowania niewielkiej ilości ruchomych obrazów o tej tematyce we współczesnym przemyśle filmowym wydaje się być prosty. Według powszechnej opinii krytyków filmowych, pomijając zwiększone koszty, kręcenie scen i praca na otwartym morzu jest niezwykle wymagającym i kłopotliwym zadaniem, dlatego też twórcy niechętnie podejmują się takiego typu projektów. Łukasz Bielan, polski operator filmowy, pracujący przy hollywoodzkich produkcjach w wywiadach opowiadających o pracy nad filmem „Życie Pi” niejednokrotnie wspominał o tym, że jedną z najtrudniejszych rzeczy do nakręcenia w filmie jest woda, a projekt ten okazał się najbardziej wymagającym w jego karierze. Jednak produkcja Anga Lee pokazuje jak ogromny potencjał drzemie w historiach, których akcja dzieje się na wodzie. Znanych jest tak wiele zapierających dech w piersiach zdarzeń i żeglarzy, którzy swoimi przeżyciami stają się źródłem inspiracji i motywacji dla innych. W samotności opływających świat, stawiającymi czoła żywiołowi i walczącymi z przeciwnościami losu, aby za wszelką cenę osiągnąć swój upragniony cel. Historie te, przeniesione na duży ekran, z pewnością mogłyby zachwycać na nowo, a co za tym idzie poszerzyć grono pasjonatów tego sportu.
Bardzo dużo historii dziejących się na morzu to właściwie gotowe scenariusze, które tylko czekają aż ktoś spisze je na papier i przedstawi szerszej grupie odbiorców. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy spojrzeć na polskie podwórko. Krzysztof Baranowski, który udał się w rejs dookoła świata, Roman Paszke będący kapitanem pierwszej polskiej załogi biorącej udział w The Race, Janusz Sikorski, który przeżył noc za burtą w czasie sztormu, Karol Jabłoński mający na swoim koncie kilkadziesiąt tytułów czempiona w różnych odmianach żeglarstwa, czy Krzysztof Grabowski, który w pojedynkę przepłynął Atlantyk. Te przytoczone nazwiska to jedynie kropla w morzu fascynujących życiorysów, których widowiskowość z łatwością odnalazłaby się na dużym ekranie.



